Entopia
Tereny ludzi => Pustynia Gryfów => Wątek zaczęty przez: Maud w Czerwiec 17, 2013, 21:38:43
-
Nosi swą nazwę z powodu gryfów które dawnymi czasami gniazdowały tutaj. Teraz również można je spotkać.
-
Wjechałam pełnym galopem. Malcolm trzymał się tuż za mną.
-
Wjechałem galopem i zrównałem się z Maud. Gio i Logan biegli po moich bokach, Slith leciał nade mną razem z Dartimienem, a Elsa dalej cicho śpiewała, ale tym razem http://www.tekstowo.pl/piosenka,opus,live_is_life.html
-
Malcolm spojrzał na mnie z namysłem.
-
Elsa zaczęła nucić Dark Paradise. Spojrzała w zamyśleniu na Giovannę, która biegła z rozpostartymi skrzydłami i otwartym pyskiem po mojej prawej. Gio odwzajemniła spojrzenie, a Logan, biegnący z mojej lewej, podniósł łeb do góry i spojrzał na Slitha.
-
-Malcolm móglbyś pojechać po truciznę?-spytałam.
Zamrugał.
-Żmija? Czy mamba?
-Mamba. Szybciej zabija. Nie mam zamiaru umierać pół godziny jeśli zajdzie taka potrzeba-burknęłam.
Osadził konia w miejscu i znów ruszył tyle że na południe.
-
Wymienielm spojrzenia z Loganem. Wilk zawyl przeciagle, a Slith znizyl lot. Przekazalem mu pare slow.
Sorry, ze bez znakow, ale jestem na starym kompie, na ktorym nie da sie pisac normalnie.
-
Chwilę powiodłam za nim wzrokiem. Następnie znów utkwiłam spojrzenie w horyzoncie.
-
Slith zawrocil z Dartimienem na grzbiecie.
-
Zamrugałam widząc jak szybko zachodzi słońca. Wyjęłam kompas. Poruszaliśmy się prawidłowo.
-
Wlecial Slith, a na nim Dartimien. Trzymal rzeczy, po ktore oferowal sie isc.
-
Robiło się coraz ciemniej. Zmierzch był jednym z najgorszych okresów dla tych którzy podróżują. Nie wiadomo gdzie wschód, a gdzie zachód.
-
Patrzylem w zamysleniu przed siebie, a za mna Alsa nadal spiewala sobie cicho Life is life.
-
Burknęłam coś do Gorlana pod nosem a ten jak ukłuty ostrogami spiął się wylatując naprzód jak strzała.
-
Szybko zrownalem sie z Maud. Elsa zeskoczyla z grzbietu konia, wskakujac na Giovanne.
-
Co śmieszne beczułkowaty konik był wytrzymalszy od potężnych bojowych rumaków. Mały, krępy ze splątaną grzwyą w niczym nie przypominał większych krewniaków.
-
Spojrzalem w gore, na Slitha, a potem na Maud.
- Sorry, Maud, ale chyba wygodniej mi bedzie na Slithcie. Nie przeszkadzaloby ci to?
-
Nie spojrzałam na niego.
-Wazne żebyśmy dobrnęli do tego punktu. Nie ważne czym-odparłam.
-
Slith uniosl brwi, spogladajac w dol.
- Czym? - mruknal. - Chyba kim... - znizyl lot, a ja przeskoczylem na niego. Dartimien zastanowil sie.
- Chyba wole konno. - stwierdzil, przeskakujac na konia. - Nie ma to jak zwykly kon.
-
Prychnełam. Gorlan zarżał potępiająco a potem znów się uciszył.
-
Unioslem tylko brwi. Elsa spojrzala pogardliwie na grubego kuca Maud, machnela ogonem i zwinela sie w klembek na grzbiecie biegnacej Gio.
-
-Nie pyskuj Gorlan-burknęłam.
Znów parsknięcie.
-Nie zaczynaj.-odezwałam się znużonym głosem.
-
Tak w ogóle to jest koń. Tylko malutki. Najszybszy i najwytrwalszy. Za to mało silny.
-
- Daleko jeszczeeee? - zaczela marudzic Elsa.
Aaaa...
Ups, powinno byc "klebek", a nie "klembek" xD Dobija mnie ta klawiatura
-
Spojrzałam w gwiazdy oceniając odległość.
-Nie-odpowiedziałam.
Ucisnęłam kolanami boki konika. Przyśpieszył tempa, ale nie osiągał najwyższej prędkości.
-
- Ughhh... A jak dlugo jeszcze...? - Elsa nie dawala za wygrana, wskoczyla za to za zad Gorlana.
-
Grolan parsknął cicho. Westchnęłam. Biegł coraz szybciej. Machnęłam na to ręką przestając kontrolować tempo.
-
Elsa przeszla na kolana Maud, uzywajac przy tym pazurow.
- Ile jeeeeszczeeeee?
-
-Nie daleko-westchnęłam.-Gwiazdy wskażą drogę.
-
Elsa zadarla glowe do gory.
- A ktore gwiazdy?
-
Spojrzałam w górę.
-Naszą wskazówką będzie gwiazda Anasjasz.
-
Elsa zmarszczyla brwi.
- Ansa-co?
-
-Anasjasz-wyjaśniłam cierpliwie.-Aktualnie najjaśniejsza gwiazda.
-
Elsa zaczela sie rozgladac po niebie, az o malo nie zleciala z konia.
- Ale ktora jest najjasniejsza? Gdy tylko spojrze sie na ta, ktora wydaje mi sie dosyc jasna, ona staje sie ciemna! I tak wszystkie!
To dziwne, ale tak naprawde jest ;D
-
Przewróciłam oczami.
-Jesteśmy!-szepnełam zatrzymując konia.
-
Dartimien zatrzymal konia, a obok niego staneli Giovanna i Logan. Slith wyladowal, a ja zeskoczylem z niego jeszcze w powietrzu i znalazlem sie obok Logana. Elsa wskoczyla w ramiona juz odmienionej Giovannie.
-
Zatrzymałam się zamieniając oczy na złote, kocie.
-Tam możecie rozpalić ognisko-powiedziałam wskazując małą skałę.Bezgłośnym krokiem odeszłam znikając w ciemności.
-
Logan i Slith rowniez sie przemienili w ludzi. Dartimien machnal reka na Logana i poszli rozpalic ognisko. Ja, Elsa i Giovanna zaczelismy rozmawiac.
-
Rozległ się dźwięk pędzącego konia. Malcolm zatrzymał swojego Blaze'a tuż przed skała. Gorlan przywitał ich radosnym parsknięciem.
-
Nie przerwalismy rozmowy. Logan tylko zerknal na nich i dalej probowal rozpalic ognisko z Dartimienem. Wkrotce zaplonal jasny plomien.
-
Opuścił kaptur. Trzymał w dłoni dwie buteleczki. Wyjął dwie fiolki i zaczął rozlewać zawartość jednej z butelek na dwa.
-
Elsa wyskoczyla z ramion Giovanny, zamieniajac sie w dziewczyne. Poprawla swoje krotkie, roznokolorowe, sterczace we wszystkie strony wlosy i ruszyla w kierunku skal.
-
Malcolm zakorkował butelki.
-
Elsa przysiadla na skalach i spojrzala na Dartimiena i Logana.
- Szkoda, ze nie ma Khellendrosa, nie? - mruknela wpatrujac sie w ogien.
-
Pojawiłam się po drugiej stronie. Spojrzałam na Malcolma. Podał mi 2 butelki.
-Trucizna jest w zielonej-westchnął.
Skinęłam głową. Usiadłam jak zwykle daleko od ognia.
-
Dartimien kiwnął ponuro głową, a Logan szturchnął ogień patykiem. Elsa spojrzała na Maud i jej ucznia.
- Co teraz?
-
Malcolm usiadł obok. Tępym wzrokiem patrzyłam na fiolkę i płyn wewnątrz niej.
-
z/w kolacja.
-
Elsa uniosła brwi.
- Yhm, yhm. Co teraz?
Oki.
-
Uniosłam wzrok.
-Co?-spytałam nieprzytomnie.
-
Elsa przewróciła oczami.
- Co teraz?
-
-Uch...Jedziemy naprzód. Póżniej załatwi się ten sojusz i wracamy. -jakoś nie brałam pod uwagę mozliwości odmowy.
-
- A. - Elsa spojrzała fioletowymi oczami na gwiazdy. - A kiedy będzie to później?
-
-Kiedy dojedziemy.-odparłam. Malcolm zamyslony gapił się w ziemię.
-
- A czemu nie jedziemy? - Elsa wpatrywała się natarczywie w Maud.
-
Burknęłam coś pod nosem.
-Malcolm, byłeś taki sam. Zadawałeś pytania. Ciągle-rzuciłam do ucznia który aktualnie dusił się ze śmiechu.
-
Elsa jęknęła przeciągle jak marudne dziecko i zaczęła dreptać w kółko. W końcu przemieniła się w kotkę i legła na grzbiecie koło skał.
-
-Nie byłem taki zły-parsknął.
-
Elsa poleżała chwilę i znów zaczęła marudzić.
- No IDZIEMYYY?
-
Przemieniłam się w kotkę. Musiałam zajmować zwierzęcą postać 3 godziny na dzień.
-
Elsa wstała, przeciągnęła się i wskoczyła na skały.
-
Zawinęłam ogon wokół łap.
-
- Maud? - miauknęła Elsa.
-
-Hę?-spytałam przenosząc na nią złote oczy.
-
- KIEDY IDZIEEEMYYYYYYY???? - Elsa otworzyła szeroko błyszczące fioletowe oczy i przewróciła się na grzbiet.
-
Nie odpowiedziałam. Zmieniając postać na panterę snieżną, odwracając się bokiem do ogniska i zamykając oczy.
-
Elsa prychnęła zdegustowana.
Czemu mi tam emotikona weszła?
-
Machnęłam ogonem.
Nie wiem ;-;
-
Ja, Slith i Giovanna przestaliśmy w końcu rozmawiać. Gio i Logan zamienili się w wilki; Logan odbiegł w ciemność, a Giovanna wzniosła się w powietrze. Slith przybrał postać pół smoczą i usiadł na skałach obok Dartimiena, ja również. Elsa położyła się przy ognisku.
-
Machałam końcówką ogona przysłuchując się odgłosom nocy.
-
Spojrzałem na gwiazy.
-
Otworzyłam oczy.
-
Gapiłem się w niebo. Dartimien oparł się plecami o skałę i przymknął oczy. Slith wpatrywał się w ogień. Elsa już spała, zwinięta w kłębek przy ogniu.
-
Zasnełam. Malcolm w zamyśleniu patrzył w ogień.
-
Dalej wpatrywałem się w niebo.
Spadam, pa.
-
Malcolm wstał. Nałożył kaptur zakrywając twarz. Chwycił łuk i kołczan strzał.
Bayki
-
Odwróciłem się w chwili, gdy Giovanna wylądowała obok mnie na skałach. Slith obudził się, wymieniliśmy parę słów i wzlleciał w górę. Giovanna zwinęła się pod skałami w wilczej postaci.
-
Otworzyłam oko.
-Gdzie idziesz?
-Mam wrażenie że ktoś nas obserwuje.-burknął cicho i zniknął w ciemności.
-
Oparłem się plecami o skałę i wpatrzyłem się w ciemność.
-
Przeciągnęłam się wstając.
Sorka że mnie tyle nie było ale komp się popsuł.
-
Spojrzałm na Maud bez zainteresowania.
Spk.
-
Otrząsnęłam się chwilę patrząc w ciemność.
-
Przeniosłem wzrok na ogień.
-
Rozległ się cichy dźwięk: coś jakby pisk myszy. Normalny dźwięk na pustyni gryzonie wychodzą w nocy. Spojrzałam pytająco na konia. Zarżał cicho wskazując głową stronę. Westchnełam wydając z siebie głuchy pomruk i znikając w mroku. Po chwili wrócił Malcolm zadowolony acz zaniepokojony.
-
Spojrzałem w niebo i po chwili Slith stanął na skałach obok mnie. Skinął głową i usiadł, a ja zmieniłem go na straży. Po chwili z ciemności wybiegł Logan. Dartimien wstał i odszedł w mrok, a wilk ułożył się pod skałami.
-
Wróciłam z rękami we krwi. Otarłam ja wycierając też z twarzy. Malcolm uniósł brwi.
-Muszę iść sprawdzić. Nie był sam-westchnęłam.-Poza tym należy mi się chwila zabawy.
Uśmiechnełam się drapieżnie zaciskając popręgi siodła.
-Dasz sobie sama radę?-spytał siadając.
Skinęłam głową.
-
Slith uniósł tylko brwi, a reszta spała dalej.
-
-Muszę. Złożyłam przysięgę wobec siebie, następujących władców oraz Nev'a.-powiedziałam cicho. -Wrócę prawdopodobnie w nocy.
Złożyłam na ziemi wszystkie mapy i kompas.
-Jak trafisz?-spytał.
-Gwiazdy poprowadzą. Nie zbocz ze ścieżki przejmujesz rolę przewodnika-odetchnełam spoglądając na niego ze zmrużonymi oczami.
Wsiadłam na konia odjeżdżając w noc.
-
Slth wpatrywał się zmrużonymi oczami w ciemność, nasłuchując kroków i szelestu skrzydeł.
-
Malcolm prychnął cicho i wziął mapy.
-
Slith otworzył oczy nieco szerzej i w tej samej chwili z mroku wychynął Dartimien. Poruszał się cicho jak kot, bezszelestnie i szybko. Elsa wstała, przeciągnęła się i odeszła, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Dartimienem. W warcie zamieniliśmy się również ja i Slith.
-
-Jeśli pojedziemy tędy...-mamrotał pod nosem. Najwyraźniej nie odpowiadało mu to zastępstwo.
-
Może nas coś zaatakuje? :P
-
A dajesz...xD
-
Z ciemności nagle coś ryknęło. Spojrzałem za siebie.
xD
-
Malcolm przestał się poruszać i wolno odsunąl poza obręb światła. Cokolwiek to było teraz go nie widzialo.
xD
W zamku czeka tajemnica. Miedzy innymi prawdziwe imię Maudki.
-
http://www.argetlam.darmowefora.pl/index.php (http://www.argetlam.darmowefora.pl/index.php)
Zrobione na podstawie ksiazki Eragon. Jestę pod postacią smoczycy Neathis.
-
Nie poruszyłem się. Dartimien drgnął i otworzył oczy, tak samo Giovanna i Logan. Wkrótce do pierwszego głosu dołączył się drugi, wyższy i trzeci, nieco bardziej basowy. Wszystkie trzy istoty ryczały i warczały wściekle, zbliżając się.
:P
Chyba się nie zapiszę, sorry, ale za dużo już tych for. Nie wyrabiam >.<
-
Malcolm siedział nie poruszając się prócz szybkich ruchów oczu badających teren.
-
Stworów nadal nie było widać, choć wyraźnie się zbliżały. Nadal się nie ruszałem, chodź już wiedziałm, czym są stworzenia.
-
Zamrugał.
-
Z ciemności wyskoczyły trzy wielkie chimery. Przed nimi biegła w zawrotnym tempie Elsa. Wychamowała ostro obok mnie, aż ją zarzuciło i schowała się za mną. Wstałem, Slith, Logan, Dartimien i Giovanna również. Gio i Logan nadal byli pod postacią wilków.
Sorry, że tak długo mnie było, ale miałem problemy z kompem.
-
Malcolm uniósł brwi spoglądając na stworzenia.
-
Chimery były o jakiś metr większe ode mnie, czyli miały z dziewięć stóp wysokości. Pierwsza z nich była najwyższa, dwie pozostałe nieco mniejsze, ale jedna była bardziej umięśniona.
-
A tak w ogóle...Chimery?...Nie zestrzelę ich z łuku...xD
-
Nie musisz akurat z luku xD
Bedzie bez znakow polskich
-
*myśli*
Nie mam miecza....Mam nóż. Yeach podetnę se żyły...xD
Idę wyprowadzić tą wredotę co mi pudełko tiktaków pożarła na spacer. (czyli mojego psa).
-
xD x2
-
xD
-
Pisz w fabule ::)
-
Malcolm jak na razie się gapi. Bo, co on ma robić?
-
Eh ::)
-
Nie mam pomysłu.
-
Nw, niech zaatakuje, moze cos powiedziec, moze nawet wyparowac xD Co chcesz ;D Po prostu cos wymysl xD
-
Blaze i Gorlan spojrzały łagodnie na chimery.
-
Chimery zaryczaly i rozdzielily sie. Jedna odeszla w strone Malcolma i koni, a dwie pozostale ruszyly na nas.
-
Malcolm syknąl wycelowując w chimerę strzałę.
-
Chimera zaryczala, ale nie zatrzymala sie.
Chimery:
1) http://forum.unity3d.com/attachment.php?attachmentid=55212&stc=1&d=1369934875
2) http://boredcouple.net/wp-content/uploads/2013/01/chimera.jpg
3) http://fc08.deviantart.net/fs71/i/2012/232/1/d/chimera_by_tsaoshin-d5bug0s.png
-
Zgodnie wprawione w ruch wprawnymi palcami poleciały trzy strzały. Dwie wbiły się w lwi łeb przy czym jedna prosto w oko. Trzecia w bok potwora.
-
Chimera zaryczala ponownie i odsunela sie, tak, ze trzecia strzala tylko ja musnela. Ta wbita w leb, niewiele jej zrobila. Chimera machnela lapa, posylajac Malcolma kilka metrow w tyl. Rozdzielilismy sie. Elsa doskoczyla do pierwszej chimery, ktora atakowala Malcolma. Ja i Dartimien zajelismy sie jedna, a Dartimien, Logan i Giovanna skoczyli ku trzeciej.
Chimery sa rozwtawione tak jak napisalem, wiec tobie dostala sie ta pierwsza ;D
-
Malcolm zaklął cicho.
-Shirizoku-mruknał do koni. Były zbyt cenne żeby mogły być chociaż zranione.
Oba odeszły na bok. Widok chimer nie zrobił na nich wrażenia. Były zbyt szybkie i zwrotne by owo coś mogło je dopaść.
-
Elsa syczac wsciekle stanela przed Malcolmem. Skoczyla z miejsca na chimere, czepiajac sie smoczego lba wszystkimi czterema kompletmi pazurow. Z latwoscia przebily luski.
Ups, dwa razy Dartimien xD Ten drugi mial byc Slithem xD
-
Poleciały nowe strzały. Większość trafiła w cel. Malcolm sięgnąl po cięzką saksę, zamachnął się i rzucił. Nóz niemal rozrąbał na pół koźlą głowę.
Czasami mi polskie znaki nie wchodzą ;-;
-
Chimera niewiele sie przejela tym atakiem. Rozorala wielka lapa grzbiet Elsy, ktora z trudem odczepila sie od smoczej paszczy i, fukajac wsciekle, spadla na ziemie. Ze smoczego lba trysnely plomienie z bezbledna dokladnoscia trafiajac w Malcolma.
-
Odskoczył gwałtownie w tył mrucząc pod nosem o konieczności pobrania eliksiru. Wyprostował się i do akcji ruszyły kolejne noże. W zasadzie prócz magii i łuku zwiadowcy nie używali niczego innego.
-
Elsa pozbierala sie z ziemi, ledwo unikajac poteznych pazurow. Odskoczyla w tyl, syczac. W tym samym czasie, Ja i Dartimien nadal walczylismy ze swoja chimera. Z jej boku i skroni ciekla krew, ale chimera nie przejmowala sie tym zbytnio. Wszystkie trzy potwor byly jeszcze w swietnej kondycji.
-
Zmrużył oczy celując w bok. Wbijły się w niego cztery noże a potem doszlo jeszcze 5 strzał. Chimera zaczynała przypominać jeża.
-
Chimera spojrzala leniwie na swoj grzbiet, po czym zionela na siebie ogniem. Wszystkie strzaly spalily sie, a noze rozpuscily pod wplywem zracego kwasu. Chimera oplula kwasem i trujacymi toksynami Malcolma i Else, ktora byla troche bardziej z przodu.
-
-Fuuj-burknął chłopak pod nosem.
Mruknał coś pod nosem i w jego rękach pojawiły się zamiast zwykłych strzały energetyczne.
-
Futro na Elsie zaczelo sie topic. Wytarzala sie w piasku. Chimera z rykiem zamachnela sie lapa, wytracajac mu strzaly z rak i lamiac je na kawalki.
Ekhem, kwas, ktory wszystko topi, a nie "Fuuj" xD
-
-Ej!-wrzasnął-Były nowe.
Zamrugał gniewnie. Tym razem miał w dłoni noże, ale o dziwnie połyskującym ostrzu. Zamachnął się i broń c cichym szelestem wbiła się głęboko w bo. Zaczęła też razić potwora prądem i wnikać głębiej.
Ha i tu cię zdziwię. Zwiadowca ma na sobię powłokę chroniącą przed kwasem bo nosi go przy sobie w cienkiej buteleczce. Kwas służy do wydostawania się z więzień itp.
-
Stwor ryknal i wyrwal ron ze swego ciala smocza szczeka. Odrzucil je, wbijajac ostrza w ich wlasciciela.
-
Malcolm uśmiechnął się lekko i nóż zniknął. Zbudowany był jego energii więc nie mógł go zranić.
-
Chimera machnela leniwie wezowym ogonem.
-
Pomysły mi się skończyły. ::)
-
__________________________
Mnie tez xD Dobra, jedna zostaje, a dwie uciekna, ok? xD
-
Uhum. Nie stop mojej postaci. ;D
-
Chimera oddalila sie z godnoscia. Druga, walczaca ze Slithem, Loganem i Giovanna, zrzucila z siebie niedoszle ofiary i pomknela za pobratymcem. Zostala tylko trzecia, nadal walczaca ze mna i Dartimienem.
-
Malcolm uniósł brwi.
-
Elsa westchnela z ulga i, nie ogladajac sie za siebie, pomknela do Giovanny. Chimera wyraznie sie zmieszala, widzac tylu przeciwnikow i cofnela sie nieco.
-
Malcolm zaczął ścierać z siebie kwas.
-
Chimera ryknela bojowo, zbierajac resztki odwagi.
-
Malcolm dalej ścierał lepki płyn klnąc.
-
Potwor skoczyl na nas. W pore sie uchylilem. Giovanna wybila sie szybko w gore, zabierajac ze soba Else. Slith cofnal sie gwaltownie, a Dartimien zaczal spokojnie przegladac nasze rzeczy.
-
Pozbierał resztki strzał wchłaniając energię. Konie przydreptały z powrotem.
-
Chimera, widząc naszą przewagę liczebną, uciekła za towarzyszami. Elsa zaczęła zlizywać krew z futra, równocześnie wycierając pazury z krwi chimery o piasek.
-
Malcolm odgarnał włosy i spojrzał na resztę.
-
Elsa parsknęła, wypluwając własną krew. Otrzepała się. Giovanna zleciała na ziemię, równocześnie z Loganem zamieniając się w człowieka. Dartimien zawiązał sobie kawałek materiału oderwanego z rękawa jego koszuli na przedramieniu. Skrawek szybko zabarwił się na karmazynowo. Slith oglądał z uwagą własne skrzydło. Naderwana srebrna membrana wisiała w strzępach.
-
Parsknął. Sięgnal po kilka buteleczek z juków. Rzucił im.
-Działa. Przynajmniej powinno.
-
Slith nie zareagował. Zacisnął tylko zęby ze skupieniem i poruszył skrzydłem parę razy. Spory kawałek membrany był wydarty, więc nie mógł narazie zrobić użytku ze swych skrzydeł. W końcu spojrzał na mężczyznę pustymi białymi oczami.
- Na mnie nie zadziała.
Elsa zjeżyła się, śledząc wzrokiem lecącą ku niej butelkę. Cofnęła się tylko, jęknęła, gdy naruszyła podgojone już rany i ostrożnie się położyła. Dartimien złapał swoją butelkę i przyglądał się jej kwaśno.
- Przereklamowane. Nie wątpię, może zadziała. Ale czy ja zechcę to wypić?
Logan ruszył w jego kierunku, zamieniając się w połowie drogi w człowieka. Odebrał Dartimienowi butelkę i przyjrzał się jej. Wzruszył ramionami. Wyciągnąłem rękę, więc podał mi ją. Powąchałem jej zawartość. Uniosłem jedną brew i wypiłem spory łyk.
- Niezłe. Co to?
-
-Zamknąłem w tym zaklecie przeciwbólowe. Płyn pomaga w zrastaniu tkanki. Smak udało mi się uzyskać po dodaniu soku z pewnej rośliny rosnącej tu na pustyni, która ma działanie wspomagające układ odpornościowy i likwiduje część trucizn.-wyjaśnił. Malcolm lubił zajmować się alchemią i magią leczniczą.
Przydawało się to bardzo często.
-
Zrobiłem niewyraźną minę i przyjrzałem się butelce jeszcze raz.
- Likwiduje część trucizn, mówisz? - spytałem słabo.
Slith westchnął i przewrócił oczami, czego w jego wykonaniu nie było raczej widać.
- Na ciebie nie zadziała. Czy kiedykolwiek jakaś trucizna czy eliksir na ciebie działały? Nie. Więc nie musisz się martwić.
Elsa, nadal zwinięta w ciasny kłębek, tak, że było jej widać tylko głowę, przymknęła fioletowe oczy i spojrzała na Giovannę. Wadera w postaci dziewczyny przeniosiła wzrok oczu na odwrót z Elsy, kolejno na Dartimiena, Sirfalasa Slitha, Logana, Malcolma.
-
Rozległ się cichy niemal bezgłośny stukot pędzącego konia. Zeskoczyłam na ziemię zatrzymując się przed nimi. Trzymałam się jedną z dłoni za ramię zaciskając zęby. Malcolm uniósł brwi podchodząc. Westchnęłam.
-Kusznik na murze. Nie zauważyłam go.-burknęłam opuszczając dłoń. Materiał rękawa przesiąkała ciągle skapująca krew. Z ciała sterczało drzewce.
-Jak mogłas go nie zauważyć.-warknął Malcolm badając ranę.
-Proste, miałam na karku ze dwudziestu. To nie byli zwykli wędrowcy. Znaleźli sobie jakąś wieżyczkę.-odparłam.-Udało mi się ich zlikwidować ale to trudne...Za kilka minut powinien dołączyć do nas Sohan. Zaciera ślady. Mogłam zrobić to sama ale kazał mi tu przyjechać.
Malcolm skinał głową grzebiąc przy jukach. Wyciągnął bandaż, butelki i nóż o srebrnym ostrzu.
-Bardzo dobrze. Cóż, Maud grot prawie wniknął w kość, musnął ją. Nie ma szans na wyrwanie będę musiał to wyciąć. -burknał.
Jęknęłam.
-Nie. Obetnij drzewce nie mamy czasu na opóźnienia. Pojadę tak.-warknełam prostując się.
-
Uniosłem brwi. Slith wykręcił się do tyłu, łapiąc poszarpaną membranę w szpony i jeszcze raz szacując straty. Podszedłem do niego, jednocześnie wyjmując z mojej torby bandaż. Zgarnąłem po drodze Elsę, która skorzystała z okazji i rozłożyła się ostrożnie na moich ramionach. Nie miała za dużo miejsca, ale wiele by dała, żeby wszyscy ją nosili. Razem z Dartimienem zacząłem bandażować skrzydło Slith, który przyglądał się temu ponuro. Zaraz potem ja i Slith zajęliśmy się opatrywaniem rannego Dartimiena, i wreszcie krwawych cięć na grzbiecie Elsy.
-
-A wam co się stało?-spytałam unosząc brwi.
-Chimery-westchnął Malcolm-I nie, muszę to wyciąć.
Prychnęłam.
-Nich ci będzie.-opuściłam bariery umysłu gdy tego zażądał.
-Co zrobiłeś?-spytałam marszcząc brwi-Nie czuję ręki.
-Odłączyłem ci ją.-mruknął zabierając się do pracy.
-
Opatrzona Elsa zeskoczyła z wielkiego kamienia, na ktôrym ją położyliśmy i przeciągnęła się ostrożnie. Zamieniła się w dziewczynę. Poprawiła swoje krotkie, różnokolorowe włosy i delikatnie usiadła, opierając się o ramię Giovanny, siedzącej na ziemi z plecami opartymi o skałę. Giovanna spojrzała na Elsę ze zmęczeniem; po chwili obie już spały. Slith spojrzał na nie unosząc brwi. Westchnąłem. Dartimien również i powiedział:
- Tak to jest zabierać dziewczyny na jakakolwiek wyprawę. Jeszcze tylko Belli brakuje.
Logan przytaknął mu i zmienił się w wilka. Szczeknął krótko, co miało oznaczać śmiech. Spojrzałem na Maud.
- A tobie co? - uniosłem brew, przysiadając na jakimś kamieniu.
-
-Cóż, kusznik na murze. Rzadko trafiają w cel ale temu się udało.-westchnęłam zmęczona. Malcolm rozciął ciało na długości ramienia. Wolno przebijał się przez kolejne warstwy by nie uszkodzić mięśnia.
Spojrzałam na niego niespokojnie.
-No co? Boli?-uniósł brew.
-Nie, tylko że...Nie popsuj mi ręki-burknęłam.
-
Uniosłem drugą brew.
- Nie możesz się uzdrowić?
Slith, pozbawiony mozliwości latania, zaczął chodzić między kamieniami. Dartimien zaczął ostrzyć wszystkie swoje sztylety, prowadząc rownocześnie cichą rozmowę z Loganem, który - po kilkakrotnym okrążeniu obozowiska - zamienił się znów w człowieka.
- Chwila, chwila. Więc skoro Slith jest srebrny... To zionie lodem tak? - pytał się Logan już nie po raz pierwszy. Slith, słysząc to, przewrócił oczami.
- Nie. Zabójczym mrozem, a nie lodem. Lodem zieją białe chromatyczne. - Dartimien cierpliwie tłumaczył, nie przestając ostrzyć noży.
- A Khellendros czym zionął? - Logan uparcie usiłował zrozumieć.
- Błyskawicami. Przecież to chromatyczny niebieski.
- Więc... - Logan myślał intensywnie. - Złote i czerwone zieją ogniem, srebrne i białe lodem i mrozem, spiżowe i zielone kwasem, mosiężne i niebieskie błyskawicami, a miedziane i czarne trującymi oparami, tak?
- Tak. - Dartimien westchnął z ulgą, nie odwracając wzroku od ostrzenia sztyletów.
-
-Nie znam magii leczniczej. Potrafię uzdrowić jedynie małe zranienia. Kiedyś miałam medalion zasilający się energią z mojego ciała i leczący rany ale przepadł. A nawet jeśli umiałabym, grot wniknal w mięsień nadrywając go i nie chciałabym uszkodzić go bardziej-odpowiedziałam ponuro spoglądając na niego zmęczonym wzrokiem.
Malcolm prychnął cicho dalej operując srebrnym nożem.
-
Wzruszyłem ramionami.
- Hej! Sirfalas! - krzyknął do mnie Logan.
- Mosiądz. - mruknąłem na jego nie zadane pytanie, nie odwracając się.
- Dzięki. - Logan wyszczerzył się do mnie i odwrócił do Dartimiena, podejmując rozmowę do smokach.
-
Malcolm powoli wyjął grot biorąc się za zasklepianie rany. Owinął ją wreszcie bandażem zadowolony. Później wniknął jeszcze do mojego umysłu przywracając władzę w ramieniu. Poruszyłam nim zadowolona, tyle że po chwili pociemniało mi w oczach gdy ból dotarł ze zdwojoną siła. Westchnełam ciężko wyczerpana.
-
Zamyśliłem się. Z tyłu dobiegała mnie rozmowa Logana i Dartimiena, do których dołączył się Slith. Giovanna i Elsa obudziły się i lekko nieprzytomnym wzrokiem gapiły się przed siebie.
-
Sohan cicho pojawił się za mna. Odwróciłam głowę słysząc jego kroki.
-I jak?-spytał cicho.
-Śmieszne, nadal nie czuję do końca ramienia i nie mam w nim pełnej kontroli. Ale to przejdzie.-odparłam.
-
Zamyślony wpatrywałem się w przestrzeń, oddaloną o kilkanaście metrów od Maud. Z tyłu nadal docierały do mnie słowa z dyskusji Slitha, Dartimiena i Logana. Co jakiś czas wtrącały się też Elsa i Gio.
-
-Znaleźli go-Sohan ściszył głos.
Spojrzałam na niego bystro.
-Gildia Złodziei staje się coraz bardziej przydatna.-mruknęłam.-Wiesz gdzie jest?
Pokręcił głowa.
-Powiedzą tylko tobie.
-
- ...A Sirfalas to nie...? - dobiegł mnie głos Dartimiena. Drgnąłem i spojrzałem do tyłu. Na dźwięk swojego imienia otrzeźwiałem natychmiast.
-
-Poczekaj, poczekaj-zamarłam na chwilę podrywając się-Czy teraz w...Musimy jechać.
Warknęlam krótko, ogłaszając to reszcie.
-Nie walnęłas się przypadkiem w głowę-spytał uprzejmie Sohan.
-
Spojrzalem szybko do tyłu jeszcze raz. Paczka moich przyjaciół wyszczerzyła się do mnie jak głąby, zauważając moje spojrzenie. Wstałem natychmiast i ruszyłem w ich stronę, wzdychając w duchu. Żyłem z nimi wystarczająco długo, by wiedzieć, że oznacza to, że mają coś na sumieniu, lub coś przede mną ukrywają. Podchodząc, zauważyłem z satysfakcją, że miny im nieco zrzedły.
-
-Nie walnęłam się
-
Przysiadłem obok nich na kamieniu. Elsa zerknęła na mnie podejżliwie.
- Nie powinienś odpocząć? Kiedy ty ostatnio spałeś?
- Jakieś... - wykonałem szybki rachunek w myślach. - Trzy i pół tygodnia temu. - wyszczerzyłem się do nich, tak jak oni najpierw do mnie. Elsa parsknęła, Logan szczeknął, co miało oznaczać śmiech, a Giovanna przewróciła oczami.
- Jakiś ty dokładny! - dziewczyna z oczami na odwrót ołożyła się na kamieniu jak na fotelu.
- Może i długo nie spałem, ale odpoczynku jak narazie nie potrzebuję.
-
Sohan prychnął cicho. Zaczęłam zbierać rzeczy i zaciskać popręgi siodła. Spojrzałam w niebo.
-
Elsa, zamieniwszy się w kotkę, wpakowała się na kolana Dartimienowi. Gładził ją powoli, zamyślony. Slith i ja zajęliśmy się rozmową. Giovanna zaczęła wypytywać o coś Logana, który najwyraźniej nie miał o niczym pojęcia.
-
-Mamy jeszcze troche czasu-westchnęłam.
-Jesteś pewna, że chcesz go zobaczyć?-spytał cicho.
-Ragnac nie może skrzywdzić mnie bardziej. Odebrał wszystko co było mi drogie.Teraz ja robię to samo. Krzywdzę, z własnej woli. Bo doświadczyłam cierpienia-wyszeptałam patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.
-
____________________
Nw co pisać >.<" Wymyśl coś c.c
-
Możesz skomentować to co powiedziałam. Nawet Maud pozwoli odpowiedzieć co się stało.
-
Wstałem. Spojrzałem w niebo jakby to był zegar. Istotnie coś z niego wyczytałem, gdyż podszedłem do Maud, ignorując pozostałych.
- Nie powinniśmy już iść? - uniosłem brew. - Coś długo tu jesteśmy. Nawet bardzo.
-
-Mamy jeszcze czas. Mam zamiar dotrzeć tam gdy otworzą już bramy.-odpowiedziałam dziwnie łagodnym głosem nadal patrząc w pustkę zaciskając rękę na wodzach Gorlan.
-
Wzruszyłem ramionami. Odwróciłem się i ruszyłem do przyjaciół. Usłyszałem strzępy rozmów.
- ...Chodziło o jakiś kontrakt, nie? - mówił Dartimien do Giovanny, ostrząc noże. Westchnąłem i usiadłem obok nich.
- Coś jeszcze długo sobie poczekamy. - westchnął Slith, wyczytując odpowiedź Maud z moich oczu.
__________________________________
Muszę iść, pap
-
-Sohan, będziesz leciał przodem?-spytalam.
Pokręcił głową.
-Nie, obawiam się że mogą nie chcieć was wpuścić.-mruknął.
Prychnęłam.
-Dobra jedziemy. -burknełam zniecierpliwiona wsiadając na konia. Sohan uśmiechnął się, zmieniając w kruka i zajmując miejsce na moim ramieniu. Malcolm gadał cos do swojego konia który najwyraźniej miał jakieś wątpliwości co do kawałka skały przed nami.
-
Usłyszawszy Maud, wstaliśmy. Dartimien wsiadł na swojego konia, który podczas ataku chimer odszedł nieco dalej, a teraz wrócił. Logan i Giovanna stali gotowi w wilczych postaciach, a Elsa w kociej. Slith i ja zamieniliśmy się w smoki. Elsa wskoczyła na mój grzbiet. Na moje nieszczęście, byłem bliżej. Elsa mogłaby każdego zagadać na śmierć.
________________________________
Eee... Ten... Mogę być smokiem, który podaje się za elfa? xD Albo półkrwi smokiem?
-
Ruszyłam galopem naprzód.
Spoko. Podoba mnie się to pierwsze. ;D
-
Westchnąłem w duchu i odbiłem się od ziemi, wznosząc się w powietrze. Slith ruszył za mną, a po chwili zrównaliśmy się. Dartimien jechał konno pod nami, obok niego, z obu stron biegli Giovanna i Logan. Elsa zaczęła sobie coś nucić.
;D
-
Rozglądałam się uważnie. Zerknęłam na Sohana który siedział nieruchomo przypominając figurkę.
-
Przyśpieszyłem, Slith za mną. Dartimien, Giovanna i Logan pode mną również. Leciałem teraz rowno nad Maud i Dartimienem, który szybko zrównał się z kotołaczką.
-
Wbiłam wzrok w drogę przed nami. Koń Malcolma biegł nieco z tyłu.
-
Machnąłem lekko skrzydłami, wybijając się nieco do przodu.
-
Po chwili zaczęły wyłaniać się kontury zamku. Westchnęłam.
-
Przyjrzalem sie zamkowi, ktory majaczyl w oddali, lecz ktory doskonale widzialem. Zrobilem beczke zakrecajac i lecac przez chwile w druga strone, do Slitha. Przed nim zatrzymalem sie w powietrzu i, machajac szybko skrzydlami, wyjasnilem mu co chcialem. Slith zanurkowal ostro w strone Dartimiena i wilkow, ja zas opadlem w strone Maud. Znizylem lot, lecac teraz tuz nad piaskiem i wzniecajac wielkie chmury piasku i kurzu. Lecialem tylem, korpus trzymajac wyzej niz ogon i tylnie konczyny, by sie nie wywalic.
- Czego mozemy sie spodziewac, kiedy zblizymy sie do tego zamku na odleglosc rzutu strzala? - spytalem Maud, kiwajac lbem w kierunku zamku w oddali.
-
-Sohan jest tu księciem więc nas raczej nie zabiją chyba-odparłam spoglądając na niego. Nagle wzdrygnęłam się silnie i spojrzałam na Malcolma z dziwną miną.
-Z...Zraniłeś się prawda?-spytałam.
-Zaciąłem się. Jakiś problem?
Potrząsnęłam się przenosząc spojrzenie na Sirafalasa. Oczy ciemniały mi silnie stając się niemal czarne. Sohan sfrunął z mojego ramienia. Leciał teraz samodzielnie.
-
Unioslem brew w niemym pytaniu.
- To raczej czy chyba? - mruknalem i zerknalem w tyl, by zobaczyc czy przede mna - czy tez raczej za mna - nie ma zadnych drzew lub skal. Mnie by sie raczej nic nie stalo, ale wolalem nie ryzykowac. W koncu chmury pylu z kamieni i drzazg z drzew utrudnily by znacznie widocznosc, a huk towarzyszacy temu moglby obudzic umarlego. O membrane skrzydel tez trzeba dbac, byle kawal drewna moze ja rozerwac i juz latac nie mozna. Stanalem na chwile na ziemi tylnimi lapami odbijajac nieco w bok, by nie uderzyc w Maud. Wznioslem sie ponownie w powietrze. Na moim grzbiecie rozlegl sie zduszony wsciekly syk. Zerknalem szybko do tylu, zauwazajac w koncu zakurzona i prychajaca wsciekle Else. Kotka otrzepala sie gwaltownie. Zapomnialem o niej. Cieszylem sie jednak, ze nie spadla gdy robilem beczke i lecialem tylem przed Maud. Tego by mi nie wybaczyla. Oczywiscie jesli by sie znalazla.
-
Sohan wyprzedził nas i wylądował przed murami. Rozległ się hałas i brama się otworzyła. Strażnicy wyszli spoglądając na Soh'a i pokłonili się.
-
Wyladowalem przed murami, Slith obok mnie. Niedlugo potem przybyl Dartimien, a z nim Logan i Giovanna. Elsa wyjrzala zza mojego lba.
-
Zsiadłam z konia rzucając spojrzenie Sohanowi. Zamrugał dziwnie a potem ukradkiem wskazał na swoje oczy. Zmieszana spuściłam wzrok wiedząc że nadal są czarne.
-Dobra wchodzimy-rzucił Sohan.
-
Nie zmienilem sie. Slith rozgladal sie, krecac swym wezowym lbem na boki. Dartimien schylil sie, mowiac cos Loganowi.
-
Strażnik zatrzymał na chwilę Soh'a. Chwilę rozmawiali a później Sohan wszedł do środka ruszyłam za nim prowadząc konia.
-
Wymieniłem spojrzenie ze Slithem. Ruszyłem parę smoczych kroków naprzód.
-
Malcolm ruszył za mną nadal gapiąc się w moje plecy zdumiony.
-
Zmieniłem postać na pół smoczą i zrównałem się z Maud. Sivak szybko postąpił tak samo. Dartimien - zabrawszy Elsę - i wilki ruszyły za nami.
-
Oczy zaczęły mi jaśnieć. Powoli się uspokajałam. Zerknęłam na Malcolma i odetchnęłam. Wzdrygnęłam się tylko jeszcze raz i już pewniejszym krokiem ruszyłam naprzód.
-
Zmieniłem się jednak w elfa, gdyż nieustanne ciche stukanie szponów mnie rozpraszało. Slith nadal szedł za mną gapiąc się na boki.
-
Spojrzałam na Sirfalasa. Westchnełam ciężko i wbiłam wzrok w plecy Sohana.
-
Gapiłem się przed siebie zamyślony. Dartimien rozmawiał cicho z Loganem w ludzkiej postaci. Giovanna nadal była waderą. Elsa zamieniła się w dziewczynę.
-
Zmrużyłam oczy przechylając głowę w bok. Naszym oczom ukazał się zamek.
-
Elsa potknęła się o coś i wywaliła się na idącego przed nią Slitha. Złapałem ich z trudem, sam o mało się nie przewracając. Okazało się, że to Logan wyminął Elsę i podłożył jej niechcący - albo bardzo chcący - ogon pod nogi.
To my nie jesteśmy już w zamku? ??? xD
-
Obejrzałam się do tyłu. Powoli weszlismy do środka chłodnego budynku. Sohan rozejrzał się a potem skręcił w prawo. Uniosłam wzrok spoglądając na wiszące na ścianach obrazy. Konie zostały pod zamkiem.
Cicho!
xD
-
Ruszyłem za Maud przewracając oczami pod adresem Slitha, Elsy i Logana. Reszta ruszyła za mną.
-
Spojrzałam w bok. Syknełam krzywiąc się. Przechodził obok człowiek z ręką owiniętą bandażem przez który prześwitywała krew.
-Spokojnie, kontroluj to.-warknęłam do siebie.
-
- Daleko jeszcze? - syknęła Elsa. Spojrzałem do tyłu. Elsa kuśtykała oparta na Loganie i Slicie. Ze złamanej w kostce nogi plynęła krew. Logan i Slith przepraszali ją raz po raz. Spojrzałem pytająco na Dartimiena.
- Logan podstawił chiechcący ogon Elsie, która potknęła się i - łamiąc nogę o łuski Slitha - wywaliła się na was. - westchnął.
-
Spojrzałam na krew i momentalnie zbladłam. Oczy zrobił mi się znowu całkowicie czarne. Potrząsnęłam głową i odsunęłam się. Sohan zerknął na mnie ze zdziwieniem.
-Co jest?-spytał chcąc podejść
-Stój! Bo cię zaatakuję...Nie umiem kontrolować się do końca-powiedziałam głośniej niż zamierzałam.
-
Slith, Logan i Elsa zatrzymali się.
- Jesteś wampirem? - spytała Elsa mrużąc oczy.
-
-Cz...Częściowo-mruknęłam. Przymknęłam oczy starając się oddychać wolniej i absorbując mnie powietrza a tym samym mniej zapachu.
-Taka dziwna mieszanka.
-
- Hm... - mruknęła Elsa. - W najmniej odpowiednim momencie sobie o tym przypomniałaś. A ja w najmniej odpowiednim momencie złamałam sobie nogę. Gdyby nie ty, to... - parsknęła, kierując ostatnie słowa do Logana.
-
Prychnęłam
-Dla mnie jest to jeszcze bardziej niebezpieczne.-mruknęłam.-Czas wybrać się na polowanie.
-
- Chyba dla mnie. - parsknęła Elsa. - To ja jestem ranna.
- Dobra, dobra, możecie przestać? - spytałem patrząc to na jedną to na drugą.
-
-Po prostu mam problem-odetchnełam.
Sohan uniósł brwi.
-
Giovanna podbiegła truchtem do Elsy, dając jej znak, by na nią wsiadła. Elsa zmieniła się w kotkę i wskoczyła na grzbiet wadery z bolesnym sykiem. Slith i Logan znów zaczęli przepraszaać.
-
Ruszyłam naprzód trzymając się jak najdalej od Elsy. Sohan prychnął cicho. Doszlismy do sporych drzwi.
-To tutaj są wasze pokoje-wskazał na drzwi Soh. Westchnełam gdy odszedł znikając za rogiem.
-
- I co teraz? - Dartimien spojrzał na Maud marszcząc brwi.
Muszę iść, pap
-
-Macie się tam rozłożyc. Możecie robić co wam się żywnie podoba.
Bayki
-
Dartimien wzruszyl ramionami. Logan zaczepil go i zaczeli rozmawiac. Slith przygladal sie z uwaga scianom i podlodze. Oparlem sie o sciane, zamyslony.
-
Cicho podszedł do nas żółty kot. Zmienił się w mężczyznę, blondyna o silnie niebieskich oczach. Wzdrygnęłam się gwałtownie gdy odezwał się wreszcie.
-Witaj Paul-odezwałam się zamyślona ze spuszczonym wzrokiem.
-Jeśli choć jedna osoba zniknie w czasie twojego pobytu tutaj w nie wyjaśnionych okolicznościach zabiję cię. Jesteś na moim terenie i bez numerów. Jeden fałszywy krok.-warknął puszczając w niebyt moje uprzejme powitanie.
Uniosłam wzrok. Czarne oczy były pełne rozbawienia.
-Wierzysz że dam się zabić? Ucieknę ci. Poza tym umiem ukryć ciało. No i nie jestem...głodna.-ostatnie słowa były kłamstwem.
Prychnął.
-
Zadne z moich przyjaciol nie zwrocilo uwagi na mezczyzne. Giovanna uniosla tylko brwi i zajela sie rozmowa z Elsa. Wyciagnalem z rekawa dosc maly sztylet ze srebra. Przygladalem mu sie w zamysleniu.
-
-Pamiętaj...Jesteś na moim terenie. Moim-warknął i odszedł. Odetchnęłam z ulgą.
-
Odpisałam na Nadnaturalnych.
-
Spojrzalem na noz juz nieco przytomniej. Zaczalem obracac go powoli w palcach.
ok
-
Skrzywiłam się.
-O co chodziło?-spytał Malcolm.
-Każde z nas, kotołaków ma swój teren. Oczywiście tylko ci którzy żyją oddzielne. Dbamy o niego i pilnujemy porządku.
-
Schowalem sztylet do kieszeni zastanawiajac sie, dlaczego go w ogole wyjalem.
-
a) zamordować mnie
b) zamordować kogokolwiek
^.^
-
_____________________
Eeee... b) xD
-
-Ach...Ok-mruknął zastanawiając się nad czymś
Uśmiechnęłam się delikatnie.
-
Podszedl do mnie Slith.
- A wiesz co stalo sie z Riderickiem?
- Riderickiem? - powtorzylem tepo. - Kto to?
- Jeden z kumpli Khellendrosa. - Slith przewrocil oczami. - Od dawna nie mielismy z nim kontaktu.
- A czemu mielibysmy miec? - unioslem brew.
- Byl nasza skrzynka kontaktowa z Khell'em.
- Cos duzo mnie ominelo. - jeknalem. - Nawet go nie znam.
- Znasz, znasz. Z czasow gdy bylismy jeszcze w Akademi. Taki dosyc maly, czerwony chromatyczny. Zawsze trzymajacy sie na uboczu. Zaznajomili sie z Khell'em podczas jednej z misji. Rick zgodzil sie byc skrzynka kontaktowa, ale niedawno sluch o nim zaginal. Myslalem, ze cos moze o nim wiesz.
- Nie, niestety. Ale teraz go kojrze.
-
-Mam kolejne pytanie...Jak...-nie dokończył bo przerwałam mu w pół słowa.
-Na to poczekaj na Sohana...Pewnie też marzy o wyjaśnieniach.
-
Milczeliśmy przez chwilę. Ja - próbując sobie przypomnieć wygląd Ridericka, Slith - czekając aż coś powiem.
- Hm... - mruknąłem w końcu po bezskutecznych poszukiwaniach w rumowiskach pamięci. Slith tylko westchnął.
- Myślisz, że nas zdradził? - spytałem.
- Może. Nie wykluczam i tego.
-
Usiadłam na czymś w rodzaju kanapy. A Malcolm przysiadł na oparciu.
Tak kaszlnęłam że mam smak krwi w ustach i dziwne uczucie w płucach...xD
-
Zamyśliłem się. Slith wpatrywał się w jakiś punkt w podłodze. Reszta rozmawiała cicho.
Hah xD A ja obżeram się płatkami xD Lion'y 8) xD
-
Teraz mogę wolniej odpisywać bo będę sprzątać na biurku. (czytaj: zgarnę wszystko do szafki i będę ścierać kurze)
-
Spoks xD
-
Sohan wparował do środka. Opadł na miejsce obok mnie.
-Powiesz mi?
-
Spojrzałem na Sohana.
To kogo zabijesz? ^^ xD
-
-Och...Jesli chcesz. No więc to było jakiś tydzień po śmierci Alagana. Nie mogłam się pozbierać i wybrałam się na misję likwidowania wampirów. Szczerze mówiąc chciałam umrzeć. Ale cóż nie udało się. Ugryzł mnie. Nie myślałam że to się tak skończy.
Nie wiem...xD
-
Dopiero teraz zorientowałem się, że Slith coś do mnie mówi. Otrząsnąłem się z zamyślenia.
- Co proszę? - spytałem mrugając. Slith westchnął.
- Zastanawiałem się gdzie jest Riderick.
- Też mnie to ciekawi. - mruknąłem. - I co się stało z Khellendrosem?
- Twój sen... - mruknął po dłuższej chwili Slith. - Spełnia się...?
- To nie był sen. Taka jakby wizja. Zresztą - Malystrix... Nie żyje... Chyba... Wtedy zginęliśmy wszyscy... No, ja nie... Ale...
- Dobra, tak tylko pytam. Bo to mogło być to.
- Zamieniasz się w Khellendrosa? - spytałem z czystym przerażeniem. - Gdzie się podział twój optymizm?
Slith wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Ale sam to zauważyłem. Może to ty tak na mnie wpływasz. - zaśmiał się. - Jak pierwszy raz się tu spotkaliśmy, na obrzerzach lasu, bylem jeszcze optymistą. Widzisz? To twoja obecność sprawia, że ludzie się zmieniają i chcą się zabić. - zaśmialiśmy się obaj.
- A Elsa mówiła, że to ja się zmieniłem. - pokręciłem głową. - Chociaż... To prawda.
-
-No i zaczął się problem. Bolało bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Po dniu wiedziałam co się dzieje. Postanowiłam się odłaczyc. Zostałam sama w tyle. W zimnych, nocnych górach. Miałam nadzieję że coś mnie zabije. Ale okazało się że pragnienie nadeszło pierwsze.
-
Slith kiwnął głową. onownie się zamyśliłem.
-
-Może oszczędź mi szczegółów-mruknął Soh.
Zamilkłam posłusznie.
-
Znów wyjąłem srebrny sztylet, przyglądając mu się w zamyśleniu. Zmarszczyłem brwi, gdy dostrzegłem mały misternie wydrapany emblemat kota, świetlistej kuli i lancy z długim cienkim ostrzem tuż pod klingą. Takim znakiem posługiwały się trzy połączone zawczasu klany smoków: Smocza Lanca, Pirè Safaira i Kyā Ca Uva Ike. My wszyscy należeliśmy do Smoczej Lancy, którą założyli Amaltar, Egrin, Loren, Slith i ja. Khellendros początkowo należał do Kyā Ike, ale później odłączył się.
-
Zmarszczyłam brwi.
-Wychodzę-westchnęłam.
-Czy nie zabroniono ci polować?-spytał Sohan
Skinęłam głową.
-Cóż, baw się dobrze-uśmiechnął się.
Skrzywiłam się i z prychnięciem wyskoczyłam przez okno.
-
Przyjrzałem się dokładniej sztyletowi, ale nie zobaczyłem na nim już wiecej znaków. Było pewne, że nóż ten pochodził z czasów, gdy nasze trzy Stada połączyły się w bitwie przeciwko Czarnym Oddziałom, którym przewodziła Malystrix - czerwona chromatyczna smoczyca, która pod względem siły, znajomości magii i wielkości była potężnym przeciwnikiem. Czarne oddziały poniosły klęskę, ale Malys zdołała uciec. Spojrzałem na Slitha. Wpatrywał się we mnie, kiwając głową. Zdałem sobie sprawę, że mówiłem to na głos, lecz cicho.
-
Sohan uśmiechnął się.
-
- To były czasy... - uśmiechnął się lekko Dartimien, który razem z resztą przysłuchiwał się rozmowie.
- Coś mi się wydaje, że te czasy wrócą. - mruknąłem cicho. Uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny.
- Malys nie została jeszcze pokonana. Wróci. A z nią jej oddziały.
-
Malcolm spjrzał na Sohana jak na osobę nieco psychopatyczną.
-
- Nie brzmi to zbyt realnie. - mruknęła Giovanna, krzywiąc się na słowa Slitha.
- Ale to jest real... - Logan zmarszczył brwi. - Realność. - wybrnął, jakby było to nie wiem jak trudne słowo.
- Chwilowe zaciemnienie? - spytał Dartimien, patrząc na wilka w ciele człowieka z uniesioną brwią.
- Chwilowe? - mruknęła Elsa tak cicho, ze tylko ja ją dosłyszałem.
-
Wróciłam znów włażąc przez okno.
-Tam są drzwi. Nie mogłaś jak normalna osoba?-spytałam Sohan unosząc brwi.
Prychnęłam.
-
Parsknąłem cicho, a reszta spojrzała się na mnie jak na nienormalnego.
- Ykhm... - burknąłem. - Co?
- Nic, nic. - odparł Slith, nadal patrząc się na mnie nieco podejżliwie. Tylko Elsa wiedziała o co chodzi, więc nie gapiła się na mnie.
-
-Drzwi są dla...-nie dokończyłam.
-Teraz możesz sobie pociachać dłoń i mnie to nie ruszy.
-
- Mogę zobaczyć ten sztylet? - spytał Logan, wyciągając dłoń. Podałem mu nóż. Zaczął przygladać mu się ze zmarszczonymi brwiami.
-
-Tak?-spytał.
-No dobra, nie. Więc lepiej tego nie rób.
-
Dartimien i Giovanna, który byli najbliżej Logana również pochylili się nad znakami.
- Jak to dobrze, że wpadłeś na pomysł wydrapania tego emblematu. - mruknął Dartimien.
- Ja i Loren. - uwzględniłem.
-
Prychnął.
-
- No, Loren też. - przyznał mi rację Dartimien. Kiwnąłem głową.
-
Opadłam na sofę.
-
Przyglądaliśmy się w milczeniu sztyletowi.
-
-Nie powinnaś isć do pana króla?-spytał.
-Powinnam. Zaraz.
-
Schowalem sztylet do kieszeni.
-
Westchnęłam pocierając skronie.
-
Milczeliśmy.
-
Skrzywiłam się.
-
Nadal milczeliśmy. (xD)
-
W szybę zapukał ptak. Zerwałam się jak oparzona podchodząc i otwierając okno. Odebrałam list. Ptak przysiadł zmęczony.
Otworzyłam kopertę i rozwinęłam papier.
-
Nie zwrocilismy uwagi na ptaka. Kazdy byl pograzony w zamysleniu.
Nw co pisac >.<
-
Wzięłam lusterko, drugą kartke, małą książeczkę i coś do pisania. Sohan zerknąl mi przez ramię.
Zaraz zaciągnę cię do króla =3
Lolka zaraziła mnie piosenką.
-
Giovanna wciagnela Slitha, Logana i Else w rozmowe. Dartimien i ja siedzielismy zamysleni.
-
-Co to?-spytał
-List. Pisany runami.-westchnęłam. Przyłozyłam lusterko i powoli tłumacząc pisałam słowa.
-
Spojrzalem znudzony na Dartimiena.
-
-Maja go. Prawdopodobnie jest tutaj. Mam skontaktować się z pewnym jegomościem.
-
Rozwinalem skrzydla i rozciagnalem je na cala dlugosc, rozrywajac nimi przy okazji plaszcz na lopatkach.
-
-Skontaktować?
-Nie podali imienia. Nie mogę go wydać.-westchnęłam.-To będzie miła robota.
-
Obejrzalem dokladnie swoje skrzydla, skladajac je i prostujac. Machnalem jednym skrzydlem. Choc lekko, i tak zerwal sie maly wiatr.
-
Uniosłam brwi spoglądając na Sirfalasa bo wiatr podniósł mi kartki.
-Pewnie skorzystali z usług tego maga. Trzeba go...zamo...Nagrodzić, za jego pomoc-mruknęłam bawiąc się nożem. Sohan westchnał ciężko i wyszedł.
-
Po dokladnym obejrzeniu membany skrzydel, sprawdzilem ostrosc szponow u skrzydel. Znakomita. Wymienilem pare slow z Dartimienem.
-
Spojrzałam na zegar. Mrużąc oczy podniosłam się. Zgięłam kartki i wsadziłam do kieszeni.
-Musimy iść-mruknełam do Sirfalasa.-Szanowny pan król nie będzie czekał.
Westchnęłam i ruszyłam do drzwi.
-
- Hm...? - mruknąłem pytająco do Maud, ale poszedłem za nią, rozmawiając przy okazji z Giovanną, która ruszyła za Maud u mojego boku w postaci dziewczyny..
-
Otworzyłam drzwi. Ruszyłam korytarzem rozglądając się.
-
Ruszylem za Maud. Giovanna krzyknela jeszcze cos za mna i odwrocila sie do reszty, by dac im moja odpowiedz. Oczywiscie chodzilo o sztylet, Malys i inne smoki. Uzywalismy jednak jezyka smokow, wiec Logan, Giovanna i Dartimien, ktorzy nie umieli poslugiwac sie tym jezykiem (Giovanna i Dartimien nieco umieli, co - biorac pod uwage to, ze nie sa smokami - bylo az nader duzo) musieli zdac sie na Slitha i Else.
-
-Takie pytanie...Nie zastanawiało cię nigdy dlaczego nie zwracam się do ciebie oficjalnie? Szczerz powinnam mówić "Wasza Wysokość" bądź "panie"-mruknełam.
-
- Szczerze? Nie. - odparlem.
-
-To dobrze. Bo jakoś nie mam ochoty-mruknęlam
-
- To dobrze. - powtorzylem. - Bo ja nie mam ochoty wysluchiwac tych wszystkich "Wasza Wysokosc" i "Panie". - mruknalem. - Ost Mirus Seth Eulathas.
-
Wzruszyłam ramionami.
-Tak samo ja nie lubię gdy zwracają się do mnie Księżniczko Cassandro.-mruknęłam-Gorzej być nie mogło.
-
- Hm... - przytaknalem.
-
-Straszne imię. Cassandra, Cassie-westchnęłam.
-
- Hm... Czemu? Sirfalas - to dopero ciezkie imie. Nie da sie tego nijak skrocic. Niektorzy mowia na mnie Sir, ale to dziwie brzmi. Czesc zartuje, ze jestesmy Sir Falas i Sir Bezan.
-
-Ech...Maud też się nie da skrócić.
-
- Bo jest krotkie. - mruknalem z irytacja. - Ciekawe, czy Sir Falas i Sir Bezan przyjelo sie od tego, ze obaj lubimy lazic w nocy w deszczu...
-
-Spójrzmy na to z innej strony. Zawsze możesz dostać jakiś ładny tytuł. Jak ja na przykład, mam ich sporo. Łowczyni Cieni, Tropicielka, Neko i co dziwne Biała Dziewczynka-usmiechnęłam się.
-
Wzruszylem ramionami.
- Ja rowniez mam ich duzo.
-
-To ostatnie jakos mi nie pasuje-westchęłam.
-
Przyjrzalem sie Maud.
- No, moze. Ja jestem "Wladca Smokow". Wedlug ciebie to do mnie pasuje? Raczej nie...
-
Uniosłam brwi uśmiechając się.
-Czemu nie? Może być...
-
Unioslem brwi.
- Wladca Smokow? Sam jestem smokiem. W grupie nie bylem nawet Betha.
-
-A ja jestem skrytobójcą a zwą mnie Łowcą Cieni czyli walczącym z wiatrakami..-mruknęłam
-
- Coz... Tytuly najczesciej do czlowieka nie pasuja.
-
-No tak-powiedziałam.
-
Sunalem obok Maud zamyslony.
-
Doszliśmy do sporych drzwi. Odetchnęłam.
-
Zatrzymalem sie przed drzwiami, patrzac na nie obojetnie.
-
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka pewnym krokiem. Na tronie siedział król obok na sporym stojaku, biały kruk.
-
Wszedlem za Maud. Prawej dloni nie bylo mi widac spod plaszcza, lewa trzymalem na rekojesci miecza.
-
Król podniósł się trochę ciężko, jakby zmęczony. Zmarszczyłam brwi.
-Witajcie- odezwał się.
-A więc przybywacie zawrzeć traktat pokojowy?
Skinełam głową podchodząc.
-
Ruszylem za Maud. Stanalem obok niej.
-
-Dobrze, dobrze. Sam miałem z tym wystąpić-mruknął kiwając głową.
Posłałam mu uroczy uśmiech.
-Proszę-podałam zwój.
Podpisał go szybko. Podałam taki sam zwój Sirfalasowi.
-
Wzialem zwoj i zaczalem go czytac.
-
-Kto ci to zrobil?-spytał wreszcie król wskazując na bandaż na ramieniu.-Mam nadzieję że Ragnac się nie do...
Nie dokończył bo przerwałam.
-Nie, nie. Miałam drobny kłopot z grupką wędrownych zabijaków.
-
Skonczylem czytac, wiec zaczalem jeszcze raz, by miec pewnosc, ze niczego nie pominalem i wszystko rozumiem.
-
Kruk zakrakał gniewnie. Zmrużyłam wzrok. Chwilę mierzyliśmy się gniewnymi spojrzeniami.
-
Dla pewnosci przeczytalem tekst jeszcze raz. (xD)
-
Sohan wleciał do środka i zmienił się w człowieka.
-I co się tak gapisz?-syknął do białego kruka.
Prychnełam.
-Spróbuj jeszcze pod światło może coś się pojawi-syknełam do Sirfalasa.
-
Spojrzalem z ukosa na Maud.
- Dobry pomysl. - podsunalem pismo pod swiatlo i przeczytalem je jeszcze dwa razy. Wkrotce znalem je na pamiec.
-
Prychnęłam. Sohan warknął coś pod nosem. Biały kruk zmienił się w mężczyznę. Byli z Sohem niemal identyczni tyle że tamten miał kobaltowe oczy i brązowe włosy. Cofnełam się o krok z niewyraźną miną.
-
Zwinalem tekst w rulon.
-
Spojrzałam w bok. Nie zauważyłam jak król odszedł. Był zmęczony fakt. Cofnełam się jeszcze o krok.
-
Unioslem brew. Rozlozylem jedo skrzydlo, znow przygladajac mu sie z niepokojem. Okrylem sie skrzydlami jak nietoperz, laczac szpony na ich koncach na karku. Wygladalo to zupelnie naturalnie, jakbym mial oktarynowy plaszcz na sobie. Rece skrzyzowalem na piersiach.
-
Wzdrygnełam się pod drwiącym spojrzeniem kobaltowych oczu.
-
Spojrzalem na drzwi z niecierpliwoscia.
-
-Tak, tak już idziemy-mruknelam odwracając się. Sohan ruszył przodem.
-
Spojrzalem na Maud bez wyrazu twarzy. Myslami bylem daleko.
-
Ruszyłam za Sohem.
-
Wyszedłem za Maud. Spojrzałem na swój lewy nadgarstek. Miałem do niego przyczepioną pochwę ze sztyletem. Pochwa była zmyślna, wystarczyło zrobić odpowiedni ruch nadgarstkiem i sztylet lądował prosto w dłoni. Zmyślna pochwa była chyba jednak dla mnie zbyt zmyślna, gdyż po bezsensownym kręceniu nadgarstkiem stwierdziłem, że sztylet nadal tkwi w swoim miejscu. Dreptałem za Maud, szamocząc się ze sztyletem.
-
Zmrużyłam oczy spoglądając w okno. Obejrzałam się przez ramię, następnie w ścianę i sufit.
-
Szarpałem się, próbując wydobyć sztylet i szedłem ze nimi. Spojrzałem na chwilę za siebie, nadal usiłując wyjąć nóż.
-
Westchnęłam.
-
Z cichym tryumfalnym okrzykiem wyrwalem w koncu sztylet z pochwy.
-
-Co się stało?-mruknęłam.
-
- Hm... ? - mruknalem nie wiedzac, czy to do mnie. Rozejrzalem sie.
-
-Ta, do ciebie. Ale nieważne.-powiedziałam.
-
Wzruszylem ramionami. Wzialem sztylet wiszacy mi u lewej dloni w szpony prawej. Sztylet laczyl sie z moim lewym przegubem cienka linka.
-
Westchnęłam.
-
Schowalem sztylet z powrotem do pochwy. Znow zaczalem szarpac nadgarstkiem, starajac sie go wyjac.
-
Doszliśmy do drzwi. Sohan wyszedł machając mi ręką. Weszłam do pokoju.
-
Tym razem szybciej udalo mi wyjac sztylet. Wlozylem go ponownie i podszedlem do reszty. Slith wciagnal mnie w rozmowe, reszta gadala ze soba.
________________________
Spadam, pap, leze do kosciola >.<
-
Pap
-
______________
Jj ^^
-
Wyszłam przez okno. Znowu.
-
Rozmawialem z reszta.
-
Wróciłam po dłuższym czasie.
-
Siedzieliśmy znudzeni. Elsa jako kotka leżała pod ścianą, śpiąc. Logan ziewał potężnie. Między Slithem, Dartimienem, Giovanna i mną rozmowa się jakoś nie kleiła. Nadal usiłowałem w miarę sprawnie wyciągnąć sztylet, ale kiepsko mi szło.
-
Przystanełam marszcząc brwi.
-Maud muszę jechać-mruknął Malcolm. Skinęłam głową. To było oczywiste.
-
W końcu udało mi się wyciągnąć sztylet w miarę szybko.
-
Westchnęłam pożegnawszy się szybko Malcolm wyszedł.
-
Usmiechnalem sie zadowolony z siebie. Wlozylem sztylet do pochwy i dalem na chwile spokoj.
-
Wyjrzałam przez okno.
-
Odwróciłem się do przyjaciół, usłyszawszy strzępki rozmów, które - co wynikało z wymiany zdań - dotyczyły mnie.
- ...walczyli razem, Khellendros i Sirfalas, nie? - pytał się Dartimien Logana.
- To było jeszcze zanim Sirfalas miał smoczą łapę. A Kang nie był jeszcze wtedy komendantem. - Slith skierował swe słowa zarówno do Dartimiena i Logana jak i do Giovanny. Elsa, ujrzawszy moje spojrzenie, zwróciła się z tym samym co Dartimien pytaniem do mnie.
-
Westchnełam ciężko.
-
- Taa... - mruknąłem. - Wtedy jeszcze razem. Malys...
-
Nagle spięłam się niemal niewidocznie. Potrząsnęłam głową. Sohan wszedł do środka cicho.
-Soh, a co jeśli oni tam będą?
-
- ...Żyła... - brnąłem dalej zamyślony, niemal nie wiedząc co mówię.
-
-Oni tam będą, oni będą czekać. Będą czekać. Ja im nie ucieknę-jęknęłam kuląc się na parapecie. Po raz pierwszy ewidentnie przestraszona-Soh...Oni tam będą. Już widzę ten drwiący uśmieszek.
-
- Zyje. - dotarlo do mnie co mowie. - Zyje, a nie zyla. - zmarszczylem brwi.
-
-Ekhem...Spokojnie. Nie panikuj.-mruknął Soh spoglądając na mnie z rozbawieniem.
-
Slith przygladal mi sie z lekkim rozbawieniem, podczas gdy ja mamrotalem cos do siebie pod nosem.
-
-Oni mnie złapią. Nie ucieknę. Po raz pierwszy nie zdołam zwiać-mruknęłam.
-
Zmarszczylem brwi, milknac. Zaczalem sie zastanawiac, o czym ja gadam.
-
Moja reakcja gdy zaczynam się plątać przy odpowiedzi na histrze.
-
________________________
Hah, tak jak ja xD
-
Umilkłam. Zaczęłam opracowywać plan działania. Co i tak nie miało sensu.
-Mogę wyskoczyć przez okno. Trzeba je otworzyć-mruknęłam do siebie.
-
Pokrecilem glowa, nie dowiadujac sie tego. Szarpnalem nadgarstkiem, wyjmujac sztylet. Dopiero po chwili zaczalem sie zastanawiac, jak to zrobilem.
-
-Albo skoczyć z dachu. Albo...
-
Zamyslilem sie.
-
Prychnęłam cicho. To nie miało sensu.
-
Zaczalem ostrzyc sztylet ze srebra.
-
Potrząsnęłam głową.
-
Schowalem sztylet do pochwy.
-
Wstałam opierając się wreszcie o ścianę. Nerwowo zaciskałam dłonie.
-
S;pojrzalem na sciane.
-
Wzdrygnęłam się raz jeszcze.
Sprawdź pogaduchy.
-
Zamknalem powoli oczy.
Ju ::)
-
Przymknęłam powieki powoli się uspokajając.
Dzięks
-
Otworzylem oczy ponownie, ale opuscilem na nie powieki wewnetrzne - przezroczyste blony ochraniajace galki oczne przed wyschnieciem.
-
Przetarłam oczy.
-
Przygladalem sie widokowi za oknem bez jednego mrugniecia.
-
Przysiadłam opierając się o ścianę.
-
Zamyslilem sie ponewnie.
-
Westchnęłam ciężko.
-
Zamyslony nawet nie mrugalem.
-
Założyłam ręce za głowę.
-
Zamknalem oczy.
-
Zaczęłam mruczeć coś pod nosem.
-
Otworzylem jedno oko.
-
Prychnęłam cicho.
Sohan obserwował mnie jakbym była niespełna rozumu.
-
Nadal gapilem sie na sciane jednym okiem, jakbym zobaczyl tam... Eee... Smoka xD
-
Mamrotałam coraz ciszej aż wreszcie umilkłam.
xD
Spadam na kolację, bayki.
-
___________________
Pap ^^
-
-Co ty na to żeby zniknąć? Tak na miesiąc czy dwa-spytałam Sohana.
Pokręcił głową.
-
Otworzyłem drugie oko. Rozwinąłem lewe skrzydło. Rozłorzyłem je na całą długość, a jako że było większe i szersze ode mnie, musiałem je zginać pod różnymi kątami, aby dokładnie je zobaczyć. Złożyłem je ostrożnie ponownie. Poszarpana lodowym pociskiem dziura w membranie już prawie się zrosła. W końcu. Miałem tę ranę już z pięć lat.
-
-Jak chcesz zniknąć? Masz za dużo obowiązków.
Wypowiedziałam pod nosem coś co zabrzmiało jak przekleństwo.
-Wszystko przeszkadza. Jakby nie mogli się odczepić.
-
Spojrzałem na resztę. Elsa i Dartimien grali w kółko i krzyżyk; Elsa wydrapując na podłodze kółka, a Dartimien nożem krzyżyki.
-
-Ale ja nie mam na to siły. Rorick znów będzie nosił ten swój głupi ironiczny uśmieszek. Zawsze mam ochotę zdrapać mu go z twarzy-warknęłam.
Sohan parsknął śmiechem.
-
Obok mnie rozlegl sie cichy trzask i stlumione przeklenstwo. Spojrzalem w tamta strone. Elsa klela pod nosem, ogladajac zlamany pazur.
-
-Jesteś zbyt niecierpliwa. On chce cię sprowokować.
-
Elsa zaklela jeszcze raz. Dartimien przewrocil oczami i narysowal jeszcze jeden krzyzyk, wygrywajac.
-
-I to mu się w końcu uda.-odetchnęłam głębiej marszcząc brwi.
-
- Ekh... - Elsa przejechala kompletem pazurow po wydrapanj planszy.
-
Spojrzałam w okno.
-
Dartimien przewrocil oczami. Elsa zadrapala z wsciekloscia cala plansze tak, ze nie bylo jej widac. Potem spohrzala na swoje pazury, oceniajac ich ostrosc.
-
-Pozostaje mi się przyłączyć...Do nich-jęknęłam.
Sohan uniósł brwi.
-Tak szybko rezygnujesz? Daren będzie zadowolony.
-
Spojrzalem na sciane, a obok mnie wybuchla klotnia o wygrana.
-
Prychnęłam.
-Cóż...Czyli zniknę.
-
Sluchalem w milczeniu wrzaskow Elsy i slow prubujacego ja przekrzyczec Dartimiena.
-
Wzruszyłam ramionami
-Oboje wiemy że nawet jeśli zwiejesz to i tak cię złapią.
-
Zamyslilem sie.
-
Mam plan. Bo pisanie staje się nudne:
Maud zostaje złapana przez Mroczne Bractwo*. Daren przywódca Mrocznych wycina wszystkie jej wspomnienia. Zaczyna nowe życie pod postacią członkini Mrocznych. Przez 5 kat rozwija swoje umiejętności i staje się ekspertem w swojej dziedzinie. Okazuje się że jednym z członków Mrocznych jest też poszukiwany wcześniej przez nią i uznawany za martwego Alagan. Ona nadal nic nie pamięta. Wkrótce dostaje zlecenie na zranienie podczas ślubu panny młodej, czyli przyszłej żony jednego z baronów**, by Bractwo odzyskało dawną powagę. I tam będzie Sirfalas ktry może ją rozpoznać. O ile nie zapomni tylu szczegółów przez 5 lat.
*Mroczne Bractwo-Stowarzyszenie, najbardziej uporządkowane ale należące do przestępczego świata. Podejmuje się wielu zadań za odpowiednią opłatą. Ma kryjówkę w Mglistych Wzgórzach. Bractwo straciło dawną świetność gdy nie powiodło mu się jedno z największych zadań-zabójstwo Króla. Teraz próbuje odzyskać świetność.
Konieczne będzie przyspieszenie świata czyli:
KA-BOOM
*5 lat później*
**Baron-pan lenna. Odpowiada przed Królem.
-
Może być... Chociaż nw, bo np. część już by nie żyła. Dartimien jest czlowiekiem, teraz miałby m.in. 25 lat, więc za 5 lat miałby już 30. A w tamtych czasach żyło się ledwo do 40. A może działo by się to teraz, a nike 5 lat później? Sorry, ale wydaje mi się, że tak byłoby lepiej ._. A co do Sirfalasa, nie martw się, przeżył 2 000 000 lat i pamięta, co robił w wieku 100, więc za 5 lat też będzie pamiętał xD
-
xD
Możemy czas zmniejszyć do trzech lat...Bo zauważ tak. Traci pamięc a wraz z nią traci też umiejętności. Nauczenie się tego od nowa byłoby trudne. Choć...Daren mógłby zostawić jej część pamięci...Zostawić najpotrzebniejsze umiejętności.
-
________________________________________________
Tak patrzę na to, co piszesz i , szczerze mówiąc, nic nie rozumiem ._.
-
Ogólem czas skracamy do jednego miesiąca. Wszczepi się Maud nowa osobowość, zostawi umiejętności, przeżyje.
-
_____________________
Eee... Ok, ale nadal ni kumam ;-;
-
1. Uprowadzenie Maud (najgłupiej brzmiący punkt)
2. Zlikwidowanie wspomnień i wszczepienie innych
-
________________________
Ok, ale muszę lecieć, bo Syrek chce kompa ._.
-
xD
To jest Serek.
-
Niet. Syrek =3 xD
-
xD
Cóż porwać mojom postaćkę mogę już niedługo. Lubię się nad nią znęcać.
-
_____________________
Niom xD Ja znęcać się nad moimi postaciami niet lubię, ale czasami xD
-
Ja lubię. Uwielbiam wręcz sprawiać im ból. Ostatnio zastanawiałam się czy ją oślepić czy uciąć kończynę. Ale zrezygnowałam. Jak ona mogłaby podrywać wszystkich facetów będąc ślepą bądź kaleką. A na tym polega jej praca. Z tego co wiem. Czasem nie rozumiem moich postaci.
-
Hah, ja szczerze mówiąc też już nie O.o xD A Sirfalasa z pewnością nie oślepię, zbyt bardzo go lubię xD
-
xD
Mam piękny opis tortur w wordzie.
-
________________________________
xD
-
Najbardziej lubię chyba ten kawałek o przypalaniu żelazem. Cudo *.*
Ale wracamy do fabuły.
-
__________________________
Ehe xD A tak przy okazji... Wesołych Świąt Bożego Narodzenia i Szczęśliwego Nowego Roku! 8D xD
-
Nie mam daru do pisania,
a tym bardziej do składania życzeń miłych
i serdecznych, a do tego pożytecznych,
tak więc teraz tutaj stąd życzę Tobie Wesołych Świąt.
xD
-
________________________
Dzięki xD
-
Zmarszczyłam brwi.
xD
-
Ocknąłem się. Zaintrygowany ciszą obok mnie, spojrzałem w tamtą stronę. Ze zgrozą zauważyłem, że Elsa i Dartimien ponownie grają w kółko i krzyżyk.
-
Westchnęłam ciężko. Po chwili zerknęłam na drzwi. Ruszyłam przez pokój w tamta stronę. Sohan powiódł za mną wzrokiem.
-
Usiadłem pod ścianą wygodniej, patrząc z ukosa na kotkę czarownicy i skrytobójcę. Gdy nie zanosiło się na to, żeby Dartimien wygrał - co groziłoby prawdopodobnie zawaleniem zamku - odetchnąłem z ulgą w duchu i opuściłem wewnętrzne powieki.
-
Uchyliłam drzwi wyglądając. Po chwili rzuciłam paniczne spojrzenie Sohanowi.
-Są tu-syknęłam.
-
Spojrzałem bez zainteresowania na Maud, Sohana i drzwi. Przeciągnąłem się i wstałem, rozkładając skrzydła. Reszta spojrzała na mnie i nawet Elsa przerwała grę.
- To co, uciekamy? - zaproponowałem opierając się o ścianę i machając lekko skrzydłami.
-
Bez słowa uchyliłam szerzej drzwi. Wzięłam głęboki oddech i wypadłam na korytarz. Rozległ się łoskot gdy wpadłam na jeden z "cieni". Uśmiechnęłam się triumfalnie ruszając biegiem.
Sohan nawet się nie poruszył. Zamknął drzwi. Obrócił się podszedł do okna i otworzył je.
-Cóż...Teraz to jej walka-mruknął.
-
Zignorowalem go, tak jak oni ignorowali mnie. Wykrecilem glowe niemozliwie do tylu, patrzac na poszarpna rane. Prawie calkiem sie zrosla. Pomoglem wstac Dartimienowi, Elsa zamienila sie w kotke i tym razem wskoczyla na ramiona Sivaka. Gio i Logan zamienili sie w wilki.
-
Wspięłam się na dach. Odetchnęłam głębiej bo udało mi się ich zgubić. Biegłam dalej. Za sobą usłyszałam dźwięk. Odwróciam się. Ogromny cień. Znowu! Zeskoczyłam z dachu na parapet okna.
Mam ten pościg spisany w wordzie. No może nie ten tylko robiłam wcześniej opowiadanie...xD
-
Wyjrzalem przez okno z ciekawoscia i zauwazylem cien.
- Doppelganger? - spytalem z zainteresowaniem.
- Chyba zartujesz. - prychnal Dartimien.
- Hehe. - odparlem, wychylajac sie z okna.
- Wiele mi to nie wyjasnilo. - Dartimien uniosl brwi i przewrocil oczami.
xD
-
Biegłam przeskakując z parapetu na parapet. Wreszcie zatrzymałam się chwiejnie bo więcej okien....Nie było. A raczej były tylko wyżej. Cień za mną zatrzymał się. Mierzyliśmy się wzrokiem. Wreszcie odwróciłam się i złapałam kawałek wystającej skały. Podciągnęłam się. Zaczęłam wchodzić coraz wyżej pełznąc po ścianie. Cień odwrócił się i odszedł.
Hahahahaha...Spiderman.
-
- A skad wiesz, ze to nie Doppelganger? - spytalem, wychylajac sie z okna tak, ze o malo nie wypadlem. - Podobno to niemieckie dawno nie uzywane slowo okreslajace cien, ktory zbuntowal sie i zabija.
- To chyba najkrotsze streszczenie definicji Doppelgangera. - mruknal Dartimien ironicznie.
-
W końcu złapałam się parapetu i wciągnęłam na niego.Jęknęłam cicho rozcierając zmęczone palce. Znów zaczęłam biec. Natknęłam się na kolejny z tych cieni. Zatrzymałam się gwałtownie. Cofnęłam się ale zderzyłam z cieniem. Drugi. Odskoczyłam na bok ale był jeszcze jeden.
-
Wychylilem sie jeszcze bardziej. Mialem szczescie, iz bylem wysoki, mialem tez dlugie nogi, wiec nadal stalem twardo na ziemi.
Hehe, ile Doppelgangerow ^^ xD Czytalas "Swiatla Wrzesnia"?
-
Podeszłam do murku zabezpieczającego przed wypadnięciem z dachu.
Nope.
A właśnie masz polecić jakąś serię książek? Bo dostałam 450 zł.
-
Rozlozylem skrzydla, ale poczulem nagle silny i rwacy bol w prawej lopatce.
- E...? - mruknalem, patrzac do tylu, ale nie widzialem niczego szczegolnego. Sprobowalem jeszcze raz poruszyc prawym skrzydlem. Znowu bol. Zrobilem tak jeszcze kilka razy, by dokladnie umiejscowic ognisko bolu. Po chwili zdretwialo mi cale ramie, przetaczaly mi sie przez nie fale ostrego bolu.
Moze seria Trudy Canavan? Podobno niezle pisze. Albo Pratchett, czy jak to sie tam pisze. Albo "Trylogia Czasu". Moze Carlos Ruiz Zafon? "Tunele" Gordona i Hilliamsa? "Gra Endera" Orsona Scotta Carda?
-
Zamarłam. Trzech ich było. Zaczęłam się miotać ale chwyciły mnie silne ramiona nie pozwalając krzyczeć. Ze strachem spojrzałam w stalowoszare oczy Darena.
-
Patrzylem ze zdziwieniem na ramie.
Zmienilem poprzednia wiadomosc, bo nie chcialo mi sie pisac nowej xD Tam ci polecilem ksiazki.
-
z/w na chwilkę.
-
_____________
Oki
-
-I co? Już nam nie uciekniesz-syknął.
jj
-
Zlozylem ostroznie skrzydlo.
I co z tymi ksiazkami?
-
Zerknęłam w bok widząc jak kolejny z cieni się przybliża. Daren nadal wlepiał we mnie wzrok. Po chwili poczułam coś w rodzaju dotyku umysłu. Ale on prześlizgiwał się po moich zaporach jakby ich nie czuł. Dotknął czegoś i chyba straciłam przytomność.
Trylogię Czasu i Trudi mam...Teraz się zastanawiam...
-
Poruszyłem ramieniem, ale przestałem, czując ostry ból.
A "Tunele"?
-
Chyba wezmę Pana Lodowego Ogrodu.
A teraz poszedł mi stąd...xD
Muszę zrobić KA-BOOM.
-
O, "Pan Lodowego Ogrodu" jest fajny ^^
Ale gdzie ja mam iść? O.o xD
-
Nwm chyba że zamierzasz posiedzieć tu miesiąc.
-
__________________
No ok xD Już lezę. Tylko gdzie...? xD
-
xD
Nie mam pojęcia. Hah nowa Maud będzie milutka. Naczy się będzie taka bardziej pewna siebie i będzie się więcej uśmiechać. I odzywać.
-
Rozwinąłem skrzydła, nie zważając na ból i zawołałem do reszty. Wyskoczyłem przez okno, zamieniając się w smoka. Elsa, jako kotka, również wyskoczyła, lądując na mnie. Slith zrobił to samo co ja. Dartimien wskoczył na niego. Gio w formie wadery wyleciała z okna, złapałem ją w szpony, gdzie rozwinęła skrzydła. Puściłem ją więc, a ona zaczęła latać samodzielnie. Logan również wyskoczył, ale w postaci człowieka, lądując na moim grzbiecie za Elsą. Odlecieliśmy.
________________________________
A Sirfalas pozostanie taki sam xD
-
Porywacze jak cicho się pojawili tak zniknęli.
KA-BOOM.
JEDEN MIESIĄC PÓŹNIEJ